Z racji nowych planów zawodowych postanowiłam zapisać się do szkoły. Ale zanim praktycznie udało mi się to zrobić i się zapisałam – sama sobie na własne życzenie zafundowałam w głowie szkołę przetrwania i przyglądania się własnym ograniczeniom i strachom.
Zaczęło się od wow i dużej ekscytacji gdy pomysł szkoły się pojawił. „Ale fajnie, nauczę się czegoś nowego, poznam ludzi, będzie super!” Ale radocha nie trwała długo, bo chwilę po niej zapanował chaos. Chaos , który wynikał z ilości myśli i pytań w mojej głowie i który po prostu był przytłaczający.
Gdy myśli zrobiło się na tyle dużo, że nie byłam w stanie dłużej ich ignorować i najzwyczajniej w świecie poczułam się zmęczona – wyodrębniłam dwa główne tematy, które mnie męczyły.
Pierwszy: ale to tyyyyyle kasy….
I drugi: kiedy znajdę na to czas….
Pierwszy temat wydawał się być mocny, bo cena szkoły była dość wysoka. Stosunkowo szybko sobie z tym poradziłam, bo zrobiłam listę tego co zyskam, jak to się przełoży na moją wiedzę i zarobki i jak szybko „odrobię” to co zapłaciłam. Ot prosta kalkulacja inwestycji i zysków. Ale okazało się, że za tematem z kasą stało coś większego, stał mój osobisty krytyk, który kręcąc głową pytał: ale po co Ci to? nie masz lepszych sposobów aby wydawać pieniądze? a tak w ogóle musisz znowu je wydać?
Uuuu pomyślałam o krytyku… (który zawsze ma głos mojej mamy) dawno mi się nie wtrącałeś w życie, więc temat wart jest przyjrzenia się, bo coś musi być na rzeczy. Jak się okazało było. Był strach przed nowymi planami biznesowymi, bo to coś co będę zaczynała praktycznie od zera i pewnie poczuję się niekomfortowo. Był strach przed zarabianiem więcej i tym, że będę pewnie więcej wydawać ( na pytanie dlaczego „powinnam” mniej wydawać odpowiedzi brak ha ha). Był także strach i aż westchnęłam gdy go odkryłam, że zapłacę za to ale nie wykorzystam tego co ta szkoła może mi dać. Czyli innymi słowy – był strach, że dam ciała i zawiodę siebie.
Noooo, to teraz sprawy zaczęły wyglądać zupełnie inaczej. I wiedziałam z czym naprawdę mam do czynienia, a nie z czym mi się wydaje, że mam. Swoją drogą ciekawe, że często próbujemy coś rozwiązać zajmując się czymś co jest objawem, a nie źródłem.
Gdy uczciwie przyjrzałam się i odpowiedziałam sobie na pytania: dlaczego chcę skończyć tą szkołę, co tak naprawdę ona mi da i jak przybliży mnie do moich planów – temat strachu przed nowym i zawiedzenia siebie zniknął. Pojawiła się za to pewność kolejnego kroku i zaufanie, że to jest dla mnie dobra decyzja.
Po rozsupłaniu punktu pierwszego – drugi okazał się być mało ważny, bo JA ZAWSZE znajduję czas na rzeczy, które są dla mnie istotne i które prowadzą do lepszego. Co więcej, uświadomiłam sobie po raz kolejny jak „myślenie o” potrafi wywieźć w pole i jak niesamowicie potrafimy zamotać tematy, skomplikować sprawy i doprowadzić same siebie do wyczerpania w odniesieniu do stosunkowo prostych decyzji. No i oczywiście zabrać masę cennego czasu i fokusu, który mogłam o niebo lepiej spożytkować. Tobie przeczytanie tego zajęło mniej niż 10 minut, mi myślenie o zajęło dobre 4 dni. Nieźle co? 🙂
No i teraz już wiesz, że Witowska poszła do szkoły i obiecała sobie nigdy więcej nie wkręcać się w ten sposób 🙂
xoxo
Ania Witowska
5 comments. Leave new
Aniu i o to chodzi w tym naszym cudnym życiu robić to co się kocha a jak się nie umie to nauczyć się tego albo poprosić o pomoc. Dzięki wielkie za otworzenie mi oczu od kąt zakochałam się w mojej kurateli ogrodów nie ma czasu ani ochoty na zbędne dla mnie dla mojego rozwoju i rozwoju tego w czym się zakochałam poświęcać ani sekundy dłużej. Kocham swoje życie i wszystko co jest z nim związane nawet te dramaty które po przerobieniu okazały tak niezbędne w moim życiu dla mnie dla tej Gosi która była ach od grubaski po milion innych kompleksów beznadziejna ale wiecie co ? Za nic nie oddała bym siebie swojego życia i teraz jak się w nim czuję :*******
No właśnie to mój temat.. to zajmowanie się i mielenie, kręcenie myśli wokół tematu, który po rozłożeniu na czynniki pierwsze-pod warunkiem że szczerze i że dam sobie na to czas a nie ucieknę zbyt wcześnie z półśrodkami w łepetynie…- okazuje się tematem poboczny, podczas gdy sedno dalej lezy i kwiczy. Dziękuję Aniu za kolejny trafny dla mnie wpis i że się podzieliłaś swoimi rozterkami. ps całym serduchem życze powodzenia!!!
No to teraz wiem, że Pani Witowska poszła do szkoły … i trzymam moooooocno kciuki … Brawo Aniu!!! Jesteś super wzorem!
dzięki za wpis
Dziękuję za wpis- odnalazłam w nim troszkę siebie.